Był to jeden z bardzo ważnych pojedynków na zapleczu drugiej ligi. Czerwone Diabły zasiadają obecnie na fotelu trzeciej ligi i wszystko wskazuje na to, że długo z niego nie zejdą. Fizjoterapia Polska jak na beniaminka spisuje się wyśmienicie, mecze bez porażki odbiły się dla nich bardzo pozytywnie, zespół pozyskał nowego sponsora a przy okazji zostali hojnie obdarowani nowym kompletem strojów z logo VilaMedica. Spotkanie rozpoczęło się idealnie dla zawodników Sławomira Godziny, po szybkiej kontrze Robert Witkowski pewnie uderzył zza pola karnego i Węgrzyn zmuszony został do wyciągnięcia piłki z siatki. Przez dalszą część meczu byliśmy świadkami dość wyrównanego pojedynku, zawodnicy Diabłów wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na stratę jakichkolwiek punktów i z minuty na minutę powoli się otwierali. Piłkarze Sławomira Godziny dopingowani przez urocze cheerleaderki nie potrafili skorzystać z wybornych okazji na zdobycie kolejnej bramki. Pierwszy raz spotkaliśmy się z tak zagorzałymi fankami niestety pompony oraz liczne śpiewy nie przełożyły się na skuteczną grę zespołu (szkoda, że mnie nie było na meczu - dod. organizator). Do końca pierwszej części nie ujrzeliśmy żadnej bramki i Fizjoterapia schodziła na przerwę przy skromnym prowadzeniu 1:0. Druga część meczu była niemal kopią pierwszej połowy, akcje toczyły się raz z jednej raz z drugiej strony. W 30 minucie meczu padł wreszcie upragniony gol dla Czerwonych Diabłów, na strzał z dystansu zdecydował się Arkadiusz Całka i piłka wylądowała w samym okienku bramki strzeżonej przez Rozpędowskiego. Wraz z upływem czasu gra się trochę zaostrzyła, jedynym skromnym minusem sędziego Arkadiusza Maziarza było to, że zapału niektórych zawodników nie studził kartkami. A prosiło się ich o to kilku. Do końca meczu żadna ze stron nie potrafił przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść i mecz zakończył się podziałem punktów. Wynik 1:1 zapewne nikogo nie krzywdzi, obydwie drużyny dalej walczą o awans. W następnym meczu Diabły zmierzą się z Geostandardem Wrocław, Fizjoterapia podejmie Hectas.
autor: Adrian Miedziński