Ekipa Jarosława Patałucha ma nóż na gardle, tylko zwycięstwo z drużyną Dolmensu mogłoby przedłużyć ich nadzieje na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Wpadki jakie notują wojskowi mogą się odbić czkawką na koniec sezonu. Zmobilizowani przed meczem zawodnicy WSOWL I rozpoczęli prawdziwą wojnę z drużyną Damiana Magota. Na początku meczu było dość spokojnie, rywale szanowali się wzajemnie nie dając się ponieść emocjom. Jedni i drudzy grali spokojnie i długo szanowali piłkę, składnych akcji było jak na lekarstwo, bardzo długo byliśmy świadkami gry taktycznej z obydwu stron. Po upływie kilkunastu minut wojskowi osiągnęli minimalną przewagę, przewyższając rywal warunkami fizycznym nie pozwoli liderowi rozwinąć skrzydeł. Kilka groźnych strzałów wojskowych bez problemów chwytał Kamil Wachał. Wojskowi znokdaunowali rywala w ostatnich dwóch minutach pierwszej połowy, najpierw Siorak idealnie podał do wbiegającego Przemysława Pakulskiego a ten z pierwszej piłki uderzył pewnie tuż przy słupku, po chwili strzelec bramki skopiował swój wyczyn a zmienił się tylko asystent, podającym był Dominik Maziarz. Niemal tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę piłkę wyłuskał Jarosław Patałuch i z tzw. czuba posłał piłkę do bramki Wachała. Wojskowi prowadzili do przerwy 3:0. Wszystkim zgromadzony kibicom przypomniał się mecz z Piwoszami gdzie WSOWL również prowadził 3:0 a mecz zakończył się remisem, tym razem Patałuch uczulał swoich zawodników na ten scenariusz. Druga odsłona meczu nie zapowiadała, że będziemy świadkami sporych emocji, wojskowi grali swoje nie oddajać placu gry rywalowi. Wynik w 25 minucie mogli podwyższyć Maziarz i Woźniak jednak źle ustawiony celownik nie przyniósł upragnionej bramki. W 28 min. bramkarza WSOWL I zaczęły łapać skurcze mięśni łydek i między słupkami zastąpił go Jarosław Patałuch. Po dwóch dobrych interwencjach przyszedł czas na "klopsa". W okolicach 30 minuty niepozory strzał z dystansu Brząkały sprawił, że Dolmens zmniejszył dystans do rywala a zasłonięty Patałuch wpuścił piłkę pod brzuchem. Dolmens wyczuł, że mecz nie jest jeszcze przegrany i w 37 minucie Jarosław Patałuch wyciągnął piłkę z siatki po raz drugi, tym razem bardzo ładnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Damian Magot. Dolmens jeszcze bardziej uwierzył w siebie i do ostatniej minuty zaciekle atakował bramkę wojskowych, remis byłby dla nich bardzo korzystnym wynikiem i zapewne przed meczu zespół brałby go w ciemno. Po drugiej straconej bramce przez WSOWL I do bramki powrócił Mateusz Kotas ale nie zdołał pomóc kolegom w utrzymaniu jednobramkowego prowadzenia. W 39 minucie Damian Magot wprowadził swój zespół w stan euforii, silny strzał z dystansu wylądował tuż przy słupku Kotasa. W ostatniej minucie meczową piłkę mieli jednak wojskowi niestety Maziarz trafił tylko w boczną siatkę. Historia się lubi powtarzać, zapewne ten mecz jak i ten z FC Piwoszami długo będą tkwić w pamięci wojskowych. Strata punktów w "wygranym meczu" boli najbardziej. W następnym pojedynku WSOWL I podejmie Futbol.wroclaw.pl a Dolmens zmierzy się z Cortez Paintball.
autor: Adrian Miedziński